Zabrałam sobie wolność.

Wolność. Trudne pojęcie. Słowo, w imię którego walczyli ludzie. Słowo, w imię którego tak wielu oddało życie. Wolność ma głębokie znaczenie, jeśli spojrzymy na historię, na minione błędy ludzkości. Ile razy ktoś zapragnął za wiele, tym samym zabierając innym ostatki niezależności. Biorąc im prawo do bycia w beztrosce , a czasem prawo do życia.

My, żyjąc sobie w Polsce, w obecnym XXI wieku, jesteśmy wolni. Nikt nie jest więziony, torturowany. Wszyscy mamy prawo do życia tak, jak sobie to wymarzymy. Możemy się rozwijać, dążyć do spełnienia się zawodowo i prywatnie. Mamy tyle możliwości i dróg do wyboru. Nic nas nie trzyma w jednym miejscu, możemy zwiedzać świat, poznawać ludzi, kultury, nowe zwyczaje.
Dzięki wolności.



Ale piszę dziś nie o tej wolności, którą wywalczyli nam nasi dziadkowie. Nie o tej, która jest odbierana przestępcom, gdy zamykani są za zimnymi kratami więzienia. Chodzi mi o wolność wewnętrzną.

Czasami wydaje mi się, że mimo tych wszystkich zapewnień o braku ograniczeń, czuję się uwięziona. We własnych myślach zaczynam się gubić. Nie wiem co jest prawdą, a co jest tylko złudzeniem realności. Co jest faktem, a co opinią. Gubię się w labiryncie, jaki tworzy dla mnie własny umysł.



Dopada mnie lęk, że wszystko czym żyję to zwykłe złudzenia. Łudzę się, że jestem zdolna do wielu rzeczy, których z punktu widzenia realisty, nie mam szans dokonać. Okłamuję siebie, że ludzie naokoło mają tylko i wyłącznie dobre intencje, wobec mnie i wobec innych. Przekonując innych do dobroci zawartej w każdym sercu sama waham się, czy tak na pewno jest. Zawsze przekonuję wszystkich, których znam, że dobro zawsze pokonuje zło. Zapewniam, że zawsze jest jakieś światełko w tunelu, do którego warto dążyć. Ale i ja, skrajna optymistka, mam czasem zaburzenia pozytywnych emocji.

Przypomina mi się wtedy, ilu ludzi, których uważałam za ważnych, zdążyło mnie już zawieść. Wracają trudne wspomnienia, które upycham ciągle w najciemniejszych miejscach mojego umysłu. Przecież dobrze wiem, że nie jest łatwo zawsze się uśmiechać.



Ale oczywiście, to uczucie mija. To zaburzenie wewnętrznej wolności to tylko faza, która dzieli mnie od prawdziwego uczucia uwolnienia. Pokonując swoje wewnętrzne bariery, jakimi są moje troski, żale, złe wspomnienia i doświadczenia, pokonuję swój strach przed zagubieniem. Przypominam sobie ludzi, którzy wspierali mnie po tym, jak inni zdołali mnie zawieść. Pamiętam, że nigdy nie byłam sama ze swoimi problemami. Że zawsze jakoś udawało się wyjść na prostą, nawet po ciężkich momentach.



Odzyskuję wtedy wolność, którą sama sobie odbieram tracąc nadzieję. Gdy zapominam o tych wszystkich dobrych rzeczach i dobrych ludziach, którzy spotykają mnie na co dzień, to zamykam się w klatce. Gubię się w starych smutkach i minionych klęskach. Wiadomo, że nigdy nie będzie do końca idealnie. Ale warto wyjść z mrocznych zakamarków umysłu i obronić się dobrymi myślami. Walczyć o niepodległość umysłu. Pokonać strach.
Przed sobą.

~ Liv 

Komentarze

Popularne posty