Zła macocha i Ken

Będąc małą Olivką, obciętą trochę na chłopaka, nie rozumiałam zabawy lalkami. Wolałam układać klocki lego albo bawić się w domino. Lubiłam jeździć zabawkowymi autkami po przedszkolnym dywanie, pełnym dróg. Lubiłam odkrywać nowe miejsca. Odgrywać rolę bohatera, który ratuje miasto przed zagładą. Chciałam zdobywać, odkrywać, działać. I chyba trochę z tej małej blondyneczki mam jeszcze w sobie. Tylko teraz i lalki wydają mi się fajne.



Nie wiem, czy macie podobnie, ale ja czasem czuję się jak taka mała lalka, w wielkim świecie. Widzę innych ludzi, odgrywających swoje role. Widzę ich pałace i zamki. Zdarza mi się czuć jak taki poszkodowany przez autora Kopciuszek. Chodzę po swoim świecie i czuję, że moją rolą jest być wykorzystywaną. Czuję, że powinnam służyć innym, a swoje potrzeby odkładać na jakieś odległe jutro. Ale są chwile, gdy czuję się jak ta balowa wersja Kopciuszka. Upijam się tymi chwilami. Bo to dla nich się chyba żyje.



Będąc jednak jedną z lalek, mogę obserwować jak żyje reszta postaci tej życiowej bajki. Widzę teraz, że zabawę klockami lego można połączyć z zabawą lalkami. Można odkrywać nie tylko nowe drogi, miejsca, ale i ludzi. Można bawić się w superbohatera i ratować napotkane lalki codziennie. Można budować nowe znajomości i cieszyć się nimi, dzielić się nimi. Nie trudno poznać nowe postacie, trudniej jest zrozumieć i zaakceptować ich role w bajce. Bo jak we wszystkich pięknych historiach, oprócz księżniczki, jest jeszcze okrutna macocha. 



Ile tych okrutnych macoch plącze się nam codziennie pod nogami. Musimy nie tylko unikać ich ciosów, ale czasem nawet stanąć z nimi do pojedynku. Zdarza się, że jabłka, które nam wręczają są zatrute, a my i tak bierzemy kęsa. Mdlejemy na miejscu. Mija jednak chwila i wstajemy z podłogi, otrzepujemy kieckę i idziemy dalej, trochę wkurzeni. 

Grając Barbie idę na wysokich szpilkach w miniówie przez miasto, a Ken macha mi z naszego odjazdowego auta. Biegnę do niego, a wiatr rozwiewa mi długie blond włosy. Ale zawsze w ostatnim momencie, potykam się przez moje nienaturalnie długie nogi. I ląduję zamknięta w wieży, w ciuchach z zeszłego sezonu. Bo życie tak napisało scenariusz, a ja mam go odegrać. 



I tak właśnie patrząc na życie, jak na bajkę, nie przejmuję się za bardzo wszystkimi upadkami, słabymi balami, utraconymi pantofelkami.Wiem, że w bajkach zawsze najpierw musi wydarzyć się klika trudności, z których wyrasta ogromne dobro. Dlatego nadal mam nadzieję, że pokonam wszystkie złe macochy. Uda mi się wydostać z wieży. Ktoś znajdzie mój pantofelek i założy mi go w świetle księżyca. Wierzę, że kiedyś to Ken podejdzie do mnie i zaniesie mnie prosto do naszego odjazdowego auta. Wierzę, że jakiś superbohater uratuje moje miasto, nie wykluczam, że będę to ja w rajtuzkach i pelerynce. 

Życie to bajka. Pełna wydarzeń i postaci. Pełna macoch, kopciuszków, księżniczek, superbohaterów, złoczyńców, królów i biedaków. My bawimy się lalkami, układamy scenariusze. Jeździmy też zabawkowymi autkami i odkrywamy nowe kombinacje klocków domino. Wierzymy w dobre zakończenia. I dzięki temu powinniśmy żyć razem długo i szczęśliwie

Tylko uwierzmy w dobre zamiary Autora naszej bajki. I bądźmy tymi dobrymi bohaterami. Którzy pomagają, cieszą się i kochają życie. Oni zawsze w pewnym momencie odjeżdżają szczęśliwi w stronę zachodzącego słońca...

~Liv

Ps. Mam nadzieję, że czeka nas więcej balowych dni, pięknych sukni, odstrzałowych karoc i kochanych książąt z bajki.

Komentarze

Popularne posty