kobieta, chłopak i zimna noc

Drogi Pamiętniku!
Dziwna ta noc. Wracałam z pracy, gdy na dworze było już ciemno, a wiatr sprawiał, że drzewa poruszały się w chaotycznym tańcu. Byłam wykończona. Musiałam nie zauważyć świateł jadącego samochodu. Po chwili obudziłam się obolała. Gdy wstałam, okazało się, że to już nie Racibórz. Wokoło mnie pusto, tylko nad głową mrugająca siatka gwiazd. Jednak nie czułam lęku. Wiedziałam, że idę w dobrą stronę. Szłam na boso, a droga ułożona była z kamieni. W oddali ujrzałam zarys jakiegoś budynku. Ogarnęła mnie ulga.



 Zmusiłam przemarznięte stopy to kolejnych kroków. I ujrzałam szopkę. Była duża. W sumie, to chyba stodoła. Wkradłam się przez uchylone drzwi do środka, mijając owieczki śpiące w grupce przed wejściem. W środku nadal panował przejmujący chłód, jedynie wiatr pozostał na zewnątrz, nucąc pieśni. Poczułam się bardzo mała i słaba. Poczułam się zagubiona. Położyłam się na sianie, by odzyskać siły. Nagle drzwi szopki zaskrzypiały. Wystraszona milczałam, by nikt nie zauważył mojej obecności. Do środka weszła jakaś para. Facet z brodą i kobieta ubrana w jakieś dziwne materiały. Dygotali z zimna, ogrzewając ręce nad pochodnią.



 Mężczyzna od razu mnie zauważył. Szybko złapałam za kamień leżący obok, bo tata zawsze powtarzał mi, że trzeba umieć się obronić. On jednak popatrzył na mnie i po chwili się uśmiechnął. Nie odezwał się ani słowem, tylko się uśmiechał. Wskazał mi swoją dziewczynę. Jej twarz wskazywała na niepokój, a jednocześnie siłę. Kurcze, "twarda babka" pomyślałam. Po chwili zauważyłam, że jest w ciąży. Boziu, ona chyba zaraz urodzi! Spanikowałam. Niby oglądam czasem z mamą "Na dobre i na złe", ale nie wiem co robić jak kobieta chce rodzić przemarznięta na brudnym sianie. Co ja tu w ogóle robię - krzyczały moje myśli. Kobieta podeszła do mnie i popatrzyła mi w oczy. Zrozumiałam, że ta dziewczyna ma wiele za sobą. Zobaczyłam w jej oczach jednak bezgraniczną miłość. Na jej policzku pojawiły się łzy, a ja upadłam na kolana. Rozpłakałam się i wypełniona pokorą podniosłam głowę, by coś wreszcie powiedzieć. Jednak nade mną były tylko gwiazdy. 



Niczego nie rozumiejąc rozejrzałam się wokoło. Nie było już kobiety, jej chłopaka, ani stodoły. Szara ulica Raciborza, odbijała światła lamp. Moje stopy znów opatulone były butami z wyprzedaży, a wokoło nie było śladu wypadku. Szybko podniosłam się z klęczek i sprawdziłam, czy nikt nie zauważył mojego podejrzanego zachowania. Jeszcze wywalą mnie z pracy za problemy z psychiką. Oszołomiona ruszyłam w stronę domu. Tak, wczoraj były Święta, może mój mózg jest serio wyczerpany i nasuwa mi jakieś obrazy z podświadomości. Albo to nadmiar świątecznych filmów uszkodził mi myślenie.



Stojąc przed domem spojrzałam na niebo. Niebo pełne gwiazd. Jedna jednak wydała się jakoś bardziej mrugać. Wtedy uświadomiłam sobie, że ciągle zaciskam dłoń na jakimś kamieniu. Był to dokładnie ten kamień z wizji. 
"Panie Boże, byłam tam." - pomyślałam - "Wreszcie się narodziłeś. Wreszcie Ci na to pozwoliłam".
Ułożyłam kamień w mojej stajence, pod choinką. Obok ogromnych pudeł z prezentami. I po raz pierwszy od wielu lat, pomodliłam się przed snem. Zasypiając z łzami w oczach.
"Dobranoc Dzieciąteczko. Witaj w domu."

~Liv

Ps. Dobry czas można pięknie wykorzystać. Miłości.

Komentarze

Popularne posty