wytatuowny drań

Stres. Ojeju jak to słowo głośno brzmi, nawet będąc czytane w myślach. 
My ludzie wpasowani w społeczeństwo, często odnosimy błędne wrażenie, że nawet choroby otoczenia musimy brać na siebie. Jeżeli cierpią wszyscy, to ja też muszę cierpieć, nie ma innego wyjścia. Cóż.
Ja sądzę, że jednak jest możliwość uwolnienia się z sideł choroby naszych czasów. Wystarczy zrozumieć, że zwalczanie stresu nie przyniesie nam ulgi. Dopiero zaakceptowanie naszego wroga i okazanie mu szacunku, może cokolwiek zdziałać. Co ja mam znowu na myśli?



Stres jest ogólnie zły. Tak wszyscy o nim mówią - podły, wytatuowany strachem drań, co pewnie w niedzielę do kościoła nawet nie chodzi, nie wspominając już o wkładaniu koszuli w gacie i jedzeniu sztućcami. Totalna definicja wszystkiego co najgorsze. On tak często przychodzi do nas na noc, denerwuje nas, powstrzymuje od spania. Przez niego nawet serce zaczyna skakać jak poparzone, a głowa pulsuje bólem o poranku. Najlepiej to w ogóle spalić takiego na stosie, a potem utopić. Jednak coś sprawia, że każdy z nas zaprasza tego pana bardzo często do siebie do domu i niebezpiecznie pozwala mu się coraz bardziej rozgościć. Jednak jak już się tak gościu wbija, to dlaczego go jakoś nie oswoić?



Jest taka zasada, że jak przychodzisz do kogoś do domu z wizytą to zachowujesz się kulturalnie, ściągasz buty, pytasz o pozwolenie, gdy chcesz spróbować ciasta, jesteś taktowny i miły. Identycznie powinien działać pan Stres, gdy wpada nas odwiedzić. Może przyjść, trochę nas zmotywować do pracy, podrażnić nasze leniwe ciała. To wystarczy. Może potem siedzieć z nami przy kawie i obserwować jak nam idzie. Może czasem podrzucić nam trochę pobudzającego strachu, gdy zasypiamy nad tysięcznym zadaniem z matmy, ale z wyczuciem. Nie możemy mu pozwolić się zmanipulować. Nadmiar jego obecności nikomu jeszcze nie wyszedł na dobre. Jeśli tylko poczujemy, że jego działanie zaczyna nas męczyć, to powinniśmy mu to delikatnie zakomunikować. 



Zatrzymajmy go na chwilę i powiedzmy mu: "Ej, panie, weź się pan ogarnij, bo wyleci pan z mojego domu." Jak to zrobić? Czasem wystarczy się uspokoić, pooddychać trochę i przypomnieć sobie istotę naszego celu. Czasem warto na nowo poukładać sobie priorytety i zauważyć, jak głupim posunięciem jest poddawanie się natrętnemu działaniu stresu. On se może gadać, że nic mi się nie uda, że jestem słaba, a matura w tym roku będzie masakryczna, mnie to nic nie obchodzi. Ja będę robić to co do mnie należy, najlepiej jak potrafię i osiągnę wszystko w swoim czasie. Niech mi tu żaden stres nie wmawia, że nie dam rady. Bo próbując i pracując i walcząc w miarę moich możliwości, już wygrywam. A niepotrzebny stres, wypraszam z pokoju. Niech siedzi sobie sam w kącie, aż przemyśli swoje zachowanie.



Tak też i Wy. Spróbujcie wychować pana Stresa. Jak chce się z Wami przyjaźnić to super. Pomoże Wam zyskać zapał do osiągania celów. Ale niech nie przesadza z manipulacją i zastraszaniem. Takich gier nie lubimy w naszych domach, prawda?
~Liv

Ps. Jutro piękny czwartek, potem piękny weekend. Teraz piękny wieczór.

Komentarze

  1. Na początku liceum stres paraliżował moje myśli do tego stopnia, że bałam się marzyć. Pewnego pięknego dnia doszłam do wniosku, że to nie ma sensu. Przecież i tak na przebieg tych stresowych sytuacji nie mam wpływu. Jeśli coś się nie uda, to widocznie tak ma być - nie jest mi to potrzebne. Będzie nowe, lepsze... Z takim nastawieniem prześlizgnęłam się przez studia i proszę, stres wyprowadził się jak narazie.
    Dziękuję Ci Liv za ten wpis, bo pomaga zidentyfikować tego "darmozjada". Nie bójmy się ryzykować i żyć. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że udało Ci się pokonać nieproszonego gościa! Podziwiam Twoje dobre nastawienie i mam nadzieję, że tak jak Ty pozbędę się stresu raz na zawsze. Możemy brać z Ciebie przykład! Bardzo dziękuję za dobre słowa i wysyłam serdeczne uściski :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty