Yyyy...sorry

W moim życiu popełniłam wiele błędów. Popełniam je cały czas. Same błędy nie zawsze są szkodliwe dla mnie. Gorzej, gdy są one szkodliwe dla mojego otoczenia.

Tak często zdarza nam się ranić wszystkich wokoło. Tu rzucimy wymowne spojrzenie w stronę nielubianej znajomej. Tu skrytykujemy wygląd kolegi z klasy. Zbyt szczerze powtórzymy dziwną plotkę na temat wrażliwej dziewczyny, czy za głośno wyrazimy swoją tępą opinię o czyimś zachowaniu. Ranimy. Ranimy. Ranimy.


Jak temu zapobiec?

Prawda jest taka, że się nie da. Nie napiszę Wam tu recepty na bycie idealnym. Nie można całkowicie wykluczyć skutków naszego egoizmu. Sprawiamy, że inni cierpią, bo taka ludzka natura, pełna goryczy. Czasami nim zauważymy, co zrobiliśmy, już jesteśmy w połowie drogi do wielkiej afery. Przez przypadek, nawet nie wiedząc kiedy zadajemy bolesne ciosy. A więc, co zrobić w takiej sytuacji, gdy wypowiedzianych słów już nie można cofnąć? Co zrobić, gdy wina leży po naszej (ciemnej) stronie (mocy)?

Przeprosić. 
I na tym tak trudnym procesie, chcę dziś zatrzymać swoje przemyślenia. 
Czemu taki temat? Bo sama męczyłam się z nim ostatnie pół roku.



Nie tak dawno temu, wyrządziłam krzywdę bliskiej mi osobie. Wiele czasu po prostu odpychałam od siebie myśli, że to ja zawiniłam. Żyłam jak gdyby nigdy nic. Żyłam z pozornie czystym sumieniem. Pozornie szczęśliwa. W głębi serca jednak wiedziałam, że fałszywa bańka spokoju wokół poczucia winy, musi kiedyś pęknąć. 
Tak naprawdę wciąż męczyła mnie sytuacja z przeszłości. Wciąż przed oczyma miałam wizję tego, jak to ja biorę nóż bezmyślności i zadaję kolejne, głębokie rany mojemu bezbronnemu przeciwnikowi. Myślałam, że z czasem mi przejdzie i zapomnę. Osoba, którą tak okropnie potraktowałam i tak pewnie już o mnie nie pamięta, więc co za różnica? 
W ogóle, co ja się znowu będę mieszała w jej sprawy. Co było, minęło. Nie warto rozdrapywać starych ran. 

A jednak, wmawianie sobie tego nic nie dało.

Minęły miesiące, aż nareszcie pokonałam swoją dumę (tak próżną cechę) i przyznałam się przed sobą, do winy. Nie to jednak było najgorsze. Najgorzej, trudniej niż wstać w poniedziałek do szkoły, czy pracy, trudniej niż rozwiązać zadanie na dowodzenie twierdzeń z maty, trudniej niż rzucić palenie, było mi przeprosić. 
Głupie zdania: "Bardzo mi przykro. To moja wina. Wiem, że bardzo cię skrzywdziłam. Przepraszam."
To najtrudniejsze do wypowiedzenia szczerze słowa.



Wypowiadając słowa przeprosin, pokonujemy nie tylko barierę między nami, a osobą u której zawiniliśmy, pokonujemy barierę w sobie.
Robiąc to, zrzucamy z siebie wszystkie zasłony kłamstw i złudzeń. Stoimy nadzy sumieniem, ale jak bardzo czyści. 

Choć sytuacja może wydać się kompromitująca, a sami prawie spalimy się ze wstydu, nie pożałujemy tego. Poczujemy ulgę. Rozwiążemy wszystkie zaległe sytuacje, o których wcale nie zapomnieliśmy. Może dana osoba nas wyśmieje, zakpi z przeprosin, nie przyjmie ich. Ważne, że to my zrzucamy z siebie ciężar. Ale na pewno większość osób, które poprosimy o wybaczenie weźmie sobie do serca naszą skruchę. Wybaczy.

Czy nie będzie wtedy nam wszystkim lepiej?

Niech bańka pozornego spokoju pęknie, a Twoje sumienie się oczyści. Gwarantuję, że poczujesz się lepiej. To co? Przeprosisz?


~ Liv

Komentarze

Popularne posty