nie jestem już dobrym człowiekiem

 Do niedawna żyłam przekonaniem, że świat jest dobry. Musiałam mieć cudowne dzieciństwo, skoro każdego dnia starałam się głosić tę prawdę wszystkim w koło. Ciągle powtarzałam, że ludzi dobrych na świecie jest więcej. A teraz chyba nadszedł czas, by zmierzyć się z tym światem, który rzeczywiście mnie otacza. Światem udekorowanym rozlewem krwi, hukiem, dymem i nienawiścią.


Jestem kruchą istotą, młodą kobietą, która uczy się ciągle tego kim jest i co ją otacza. Ciągle uczę się nowych zasad wprowadzanych przez świat w moje życie. Uczę się życia w społeczeństwie, budowania relacji, szukania własnej drogi, życia w zgodzie z własnym losem. Dowiaduję się jakie znaczenie powinnam przypisywać różnym sprawom. Odkrywam, kiedy powinnam się odzywać, a kiedy milczeć. Widzę jak każda moja decyzja kształtuje mnie, moje środowisko i kształtuje ludzi wokół, którzy nie zawsze patrzą w moją stronę ze zrozumieniem.

Od zawsze ciekawił mnie fakt, że mimo, iż wkładam w bycie dobrym człowiekiem tyle energii, to i tak zawsze znajdzie się ktoś, kto uzna mnie za niedobrą. Od zawsze staram się działać na korzyść innych, oddawać im jak najwięcej siebie i poświęcać to, co mogę, by być dobra. Ale im jestem starsza, tym granice słowa "dobroć" bardziej rozmywają mi się i zmieniają. Teraz widzę, jak sieć naszych powiązań w społeczeństwie uwikłana jest w układy i hierarchie. Ludzie dzielą się na każdym kroku, różnią się od siebie przekonaniami, wiarą, poglądami politycznymi, wyglądem, pochodzeniem, doświadczeniami. I każdy ma złe przekonania, poglądy, wiarę, wygląd, pochodzenie i doświadczenia. Dzisiejszy świat, w którym ja się znajduję, pełen jest tego zła. Nie znam osoby, która wyznawałaby dobre albo chociaż neutralne poglądy. Każdy z nas dla kogoś jest obiektem nienawiści. Ja także. Więc czy bycie dobrym człowiekiem ma w ogóle jakiś sens? Czy jest to możliwe?

 Jak widzimy, dzieje się teraz sporo. Burzą nam się fundamenty. Polityka wyprowadza nas na ulice, pandemia straszy śmiercią, wychodzą grzechy Kościoła. Izolujemy się, spędzamy dni w zamknięciu, słyszymy tylko huki z radia, krzyki z telewizji i hałas w social mediach. Gdzie w tym wszystkim jesteśmy my? Jesteś Ty?

Odkrywam, że bycie dobrym człowiekiem, wiąże się również z byciem dobrym dla siebie. Te wszystkie plastry nienawiści, które z dnia na dzień, coraz bardziej przytwierdzają nas do tego brudnego świata, da się zerwać. Da się istnieć, nad tym złem, które stara się wbić w nas swoje kły. Trzeba plaster po plastrze zrywać z siebie ten ból i frustrację, które kotłują się w nas ciągle na nowo. Jest w nas teraz tyle tych emocji, tyle wrogości, zwątpienia, lęku. Przechodzimy przez kryzys, by wejść w kolejne bagno. Wszystko wokół wydaje się być przesiąknięte tym złem. Tym złem, które jest brakiem dobra. Trudno nie koncentrować się na katastroficznych wydarzeniach, w których się znajdujemy. Jeszcze trudniej jest koncentrować się na tym, co pozostaje dobre. Bo mimo nienawiści, zawiści i okrucieństwa, ludzie mają w sobie ten pierwiastek dobra.


 

Uruchomienie w sobie gotowości, by zrywać plastry nienawiści i okładać rany po nich dobrocią, jest trudnym procesem. Wszyscy mocno przeżywamy codzienność. Ale gdy uchwycimy się tego, co jest stałe, co jest zawsze i czego otoczenie nie może nam odebrać, w życie wkracza spokój. Spokój sięgający tej dobrej strony duszy

Patrząc na życie z dystansem, widzę siebie - swoje ciało, swoje doświadczenia, swoje pragnienia i plany. Dalej, widzę ludzi - moich najbliższych, moich przyjaciół, moją rodzinę i znajomych. Widzę naturę, która pięknie wybija się spośród betonowych ograniczeń. Widzę słońce, wstające co rana - mimo, że nie musiałoby tego dla nas robić. Te wszystkie punkty, pomiędzy którymi łączą się moje ścieżki życia, chociaż znajdują się w tym momencie historii i narysowane są w tym kontekście społeczno-kulturowym, w gruncie rzeczy tworzą piękny obraz.


Świat może i trochę się zaplątał. Dzieje się dużo brudu, dzieje się dużo zła. Wszyscy jesteśmy ofiarami błędów naszego świata. I choć warto walczyć o lepsze jutro, warto znać swoje poglądy, warto manifestować, dyskutować, przyznawać się do winy. Warto też w tym całym trudnym kontekście, spojrzeć na siebie z góry i wyłapać, te swoje najważniejsze punkty życiowe. Swoje relacje, swoje pasje, swoje ciało - jego zdrowie i sprawność. Warto odkryć swoją psychikę i wesprzeć ją miłością do siebie. Oddać hołd naturze, która nad złem i nad smutkiem, otacza nas swoimi dobrami. Warto poczuć, że jest w nas dobro, że ponad tym złym kontekstem, są dobrzy ludzie - tacy jak my. Gdybyśmy tych złych i tych wrogich, wyciągnęli z lęków, a posadzili ich na wiosennej polanie - byliby tacy sami jak my. Zwykli, ludzcy, spragnieni miłości i akceptacji. 

Gdybyśmy na chwilę odkleili od siebie te plastry uprzedzeń, stereotypów, plastry różnych poglądów, religii, ideologii. Gdzieś tam pod spodem, jest ciało i dusza, ciało i psychika - które wymagają opieki, które nie są skażone złem. I mogę stwierdzić, że moje przekonania, wyniesione z dzieciństwa, może są trochę naiwne, ale noszą w sobie część prawdy. Może nasz świat nie działa dobrze, może działa źle. Ale to ludzie są w gruncie rzeczy dobrzy. Potrzebują troski, miłości i stałości. Potrzebują relacji, spokoju i zdrowia. Ja też. Teraz pragnę zbudować swoje, trwałe fundamenty. By nauczyć się być dobrą, nawet kiedy jestem przestraszona, wściekła, załamana. Nauczę się unosić ponad zło i wracać do siebie, tej stałej części mnie, która zawsze czeka, by skupić się na tym, co dobre. 


 

Dochodzę do wniosku, że każdy dzień daje nam możliwość do bycia dobrym, ale dobrym wystarczająco i dobrym po prostu. Być może nie jestem już takim dobrym człowiekiem, którym zawsze próbowałam zostać. Jestem otoczona problemami i sama często je generuję. Ulegam wściekłości i doświadczam trudnych emocji. Nie zgadzam się z wieloma tezami, które w teorii dbają o moje szczęście. Jednak w tym wszystkim, jestem wystarczająco dobra. Bo słucham swojego ciała, swojego sumienia, swojej psychiki i swoich bliskich. Oddaję się temu, co dla mnie najważniejsze. 

 Niosę dobro, ale pozwalam sobie na gniew. Kocham, ale pozwalam sobie na złość. Śmieję się, ale pozwalam sobie na płacz. Konfrontuję się z tym światem, który przechodzi właśnie trudny etap, ale odnajduję w nim swoje miejsce, które stanowi część mnie. I za to temu złemu, a jednocześnie dobremu światu dziękuję.


~Olivia



Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty