Co doceniam będąc daleko od domu?
Studia uczą życia. – mówią wszyscy dorośli ludzie,
wspominając stare czasy swoich uczelnianych lat. Nie znam osoby, która nie
patrzy na czas studiowania z lekkim sentymentem, przypominając sobie lata
młodości. I sama, wyjeżdżając do Krakowa - rok temu, postanowiłam, że docenię ten
czas już na początku. Poznam fajnych ludzi, poznam piękne miasto i nazbieram
cały katalog doświadczeń. I na razie mój plan w pełni się realizuje.
Mieszkając w akademiku uczę się wiele. Uczę się, jak
przeczytać kilkudziesięciostronicowy tekst w kilka godzin, gdy impreza trwa
piętro wyżej i herbatka w dużym kubku rytmicznie wibruje w takt muzyki. Uczę
się gotować z prawie pustej lodówki i doceniać kapustę w słoiku od mojej babci,
rosół ugotowany i przemycony przez moją mamę do walizki, ciasteczka
skradzione z blachy taty przed wyjazdem. Uczę się również pokory i skromności,
gdy w nocy czekam na wolny prysznic, czy w weekend na wolny palnik w kuchni.
Uczę się polować na pralkę i doceniać 2-tygodniową ilość majtek chowanych w
szafie. Uczę się życia. Lecz jest coś, co wykracza poza te wszystkie "przetrwaniowe"
aspekty. Uczę się szacunku, do miejsca w którym się urodziłam.
Będąc daleko od domu tygodniami, wpijam się w nową kulturę
miasta. Poznaję na czym polega wielkomiejskie życie kulturalne z bliska.
Wkradam się w tramwaje i zwiedzam. Wsłuchuję się różne rozmowy i pochłaniam
mądrości różnych ludzi – nowych, obcych, ciekawych. Uczę się życia w innym
miejscu, uczę się doceniania piękna tego czasu, ale i tęsknoty, za tym co moje.
Czyli za czym?
Nie tylko za rodzicami, siostrą, całą rodzinką. Ale za samym
zapachem domu, atmosferą i poczuciem pełnego bezpieczeństwa. Za całą wioską
pełną ulic, którymi dreptałam mając kilka latek do przedszkola, którymi mknęłam
na mojej pierwszej metalowej hulajnodze, na których dziesiątki razy otarłam
kolana podczas jazdy na rolkach, gdzie pierwszy raz ruszyłam samochodem taty.
Gdy na kilka chwil wracam do domu z radością zajmuję się
obowiązkami, które kiedyś były dla mnie zwykłymi punktami na liście obowiązków. Z
chęcią pomagam mamie w ogarnianiu domu, jadę na zakupy z całą rodzinką i z
pieskiem do weterynarza. Przystrajam dom na świąteczny okres adwentu, splatam
wieniec adwentowy i zajmuję się kulaniem klusek na obiad (prawdziwy śląski obiod).
W tym wszystkim
odnajduję swój dom. W tym wszystkim odnajduję siebie. To wszystko kiedyś mnie
ukształtowało i wychowało, dzięki temu jestem teraz sobą. Tak wiele zawdzięczam
życiu w domu, w mojej miejscowości. Tyle
trudnych/nudnych/pięknych/nowych/smutnych/zwykłych dni, które przyniosły mi
dzień dzisiejszy. Grzechem byłoby nie odczuwać w sercu szacunku dla całego
mojego domu.
Wyjazd z domu uczy dobrej tęsknoty, dumy i
umiłowania dla miejsca, w którym się wychowałam. Myślę, że każdy z nas ma takie
swoje miejsce. Które pachnie tak jak
powinno, działa tak jak powinno, zachwyca tak jak powinno. I czasem dobrze jest na
chwilę oderwać się od tych miejsc, by z prawdziwym ciepłem w sercu wracać tam i
czerpać jeszcze więcej, niż wydawało się być możliwe.
Wychodząc do kościoła, mijając sąsiadów, rozmawiając z
kimś w sklepie, wychodząc na lokalne
imprezy, kosztując lokalnych smaków – przypominamy sobie skąd tak naprawdę
jesteśmy. Kim jesteśmy. Uczymy się czerpać radość z prostych rzeczy i wdrażać
ich istotę w nasze świadome jestestwo.
Ludzie z wiosek, jak i ludzie z miasta, tak samo czują zapach babcinych pierników, zupy robionej co tydzień w
niedzielę, uśmiechają się na myśl o swoim małym pokoiku. Czymś magicznym jest dla mnie dom. Odkrywam coraz więcej warstw tego pięknego pojęcia i coraz częściej marzę o stworzeniu swojego ciepłego miejsca w przyszłości. Doceniam kulturę swojego domu i jego tradycje, rytuały. Bronię swojej miejscowości w sercu chowając mapę pełną doświadczeń. I jestem dumna, że mam takie miejsce, które mnie wychowało. Które nie potrzebuje moich zapewnień o tym, że wrócę. Po prostu jest i wiem, że zawsze tam pozostanie. Że czeka na moje powroty. Nie muszą być długie i intensywne. Nie muszą być spektakularne. Mogą być zwykłymi powrotami przeżywanymi w sercu.
Takich miejsc jest mało, powinniśmy być wdzięczni i z szacunkiem pamiętać ile nas nauczyły. By kiedyś, w miejscu, które może leżeć daleko daleko za granicami domowego regionu, móc przekazać swoim dzieciom miłość wyniesioną ze swojego jedynego i prawdziwego domu.
~Liv
Ps. Dobrego Adwentu!
Komentarze
Prześlij komentarz