przpadkowe pytanie o godzinę

Kto mieszka na wsi, czy w małej miejscowości pewnie doskonale zna przyjemne rozmowy o niczym. Przechodzimy obok sąsiada wyrywającego chwasty z pomiędzy płyt chodnikowych i zagadujemy: "Ale dzisiaj piękna pogoda, aż robota łatwiej idzie." Sąsiad podnosi głowę, przeciera się po czole  i odpowiada: "Rzeczywiście, dzisiaj ani za duszno, ani za gorąco, jest idealnie." Czasem jeszcze pytamy jak minął dzień, czy wszystko dobrze i wracamy do swoich zadań. Te krótkie wymiany zdań i uprzejmości nie są nam do niczego konkretnego potrzebne, jednak bez nich sympatia do tych ludzi byłaby na pewno mniejsza. Czujemy się też zaakceptowani przez społeczeństwo, więc po prostu lepiej nam się żyje.



Ale gdy jesteśmy w obcym miejscu i siadamy obok kogoś na ławce, nie tak łatwo jest nam się odezwać. A szkoda. Czasem powstają wtedy niesamowite rzeczy.

Załóżmy, że siedzimy w poczekalni czy na przystanku. Na ławce obok nas wierci się osoba w naszym wieku i przegląda instagrama w telefonie po raz czwarty odkąd siedzimy koło siebie. Na tej ławeczce mamy spędzić kolejne 10 minut. Czas dłuży się niesłychanie. A wy siedzicie i nic. Nie dzieje się nic. Po tym mega długim czasie milczenia wchodzicie do busa, czy do gabinetu lekarskiego i życie turla się dalej. Ciekawe jednak, czy ta sytuacja nie wyglądałaby lepiej, gdybyśmy odważyli się po ludzku - odezwać.



Żyjemy w czasach, które umożliwiają nam kontaktowanie się ludźmi oddalonymi od nas tysiącami kilometrów, a trudno nam zwrócić uwagę na osoby obok. Potrafimy komentować zdjęcia, wydarzenia, prace osób, których nigdy nie widzieliśmy na oczy, a boli nas zapytanie o godzinę przypadkowej osoby na dworcu kolejowym. Gdzie jest nasza otwartość na nowe znajomości?

Można doświadczyć niespodziewanie mądrych rozmów z ludźmi, których raz w życiu spotykamy w kolejce po odbiór szejków w McDonald's. Siadając obok randomowego gościa w tramwaju możemy w nim rozpoznać naszego przyszłego przyjaciela. Wystarczy się odezwać, przywitać, zapytać o godzinę czy samopoczucie.



Siedziałam dzisiaj na przystanku autobusowym w malowniczym Raciborzu. Czytałam romasidło Nicolasa Sparksa, gdy starsza pani obok skomentowała deszczową pogodę. Nie zdążyłam się zorientować, gdy kobieta ta opowiedziała mi pół swojego życia. Opowiedziała o córce, która pracuje w Niemczech i wychodzi w tym roku za mąż. O śliwkach, jakie w tym roku dobre. Pokazała mi pierścionki na swoich palcach i opowiedziała, jakie wiążą się z nimi historie. Nagle wstała, życzyła mi wszystkiego co najlepsze i zostawiła mnie na przystanku z książką pół godziny otwartą na tej samej stronie. Myślę, że więcej nigdy jej już nie zobaczę. Podzieliłyśmy się 30 minutami. Wypełniłyśmy czas rozmową i po tych kilku chwilach nasze drogi się rozeszły. Jednak wartość wyznania tej kobiety stały się dla mnie swojego rodzaju skarbem. Dała mi prezent, podzieliła się swoją historią, mimo że o to nie pytałam. W jej oczach widziałam radość. Przecież ludzie z natury uwielbiają się dzielić.



Wracając do domu pomyślałam, o tym  ile razy już przegapiłam możliwość na rozmowę z różnymi ciekawymi ludźmi. Ile mogłam już się nauczyć, ile zrozumieć, ile siebie mogłam już rozdzielić. Takie przypadkowe rozmowy, zaczynane zazwyczaj od pytań o pogodę, godzinę czy datę, czasem zmieniają się w prawdziwe doświadczeniowe skarby. Możemy je kolekcjonować i dzielić się nimi. Możemy czerpać z nich wiedzę i mądrość. Możemy poznawać nowych ludzi, charaktery, osobowości. Możemy odkrywać w innych swoich przyjaciół. To nie takie trudne, a warto spróbować. 
Wystarczy jedno kluczowe pytanie:

"Przepraszam, którą mamy godzinę?"

~Liv

Ps. Kogo obstawiacie? Chorwacja czy Anglia?


Komentarze

Popularne posty