zawód marzeń

To moje drugie podejście. Godzinę siedziałam pisząc tekst na dziś, ale jakoś nie pasuje mi teraz. Spróbuję więc inaczej.
Dzisiaj na angielskim zajmowaliśmy się tematem pracy. W głowie jednak ciągle odbija mi się od myśli słowo "zawód". Nakreśla mi ciągle nowe scenariusze i przypuszczenia. Nie dotyczy to czynności zawodowej, pracowania czy zarabiania. Dotyczy to zawodzenia się. Rozczarowania. 



Zastanawiam się czemu czasem, gdy przecież tak się starałam, tak bardzo w to wierzyłam, życie stwierdza, że "styknie" tego dobrego. Bierze moją część szczęścia i spokoju i dla zabawy wymienia ją na pakiet cech : "Jak udowodnić olivii, że życie nie jest takie łatwe i przyjemne. Poradnik dla początkujących." I myślę tak sobie na spokojnie. Niemożliwym jest, by ten los tylko mnie tak gnębił. I to coraz częściej. Bo rozumiem, że można nie lubić moich kapelusików i mało śmiesznych żartów, ale to nie powód, by rozwalać mi harmonię życiową! To chyba nie los. To chyba mój problem. To chyba ja go sobie sama podaję na tacy, z podpisem "Smacznego".

I wcale nie polega to na tym, że nagle piszę do wydawnictwa, by napisali najtrudniejszą na świecie maturę próbną z matematyki. To nie jest tak, że celowo psuję sobie wejście na słuchawki w telefonie i muszę zgrywać muzykę na mp3-kę. Niespecjalnie potykam się idąc chodnikiem, czy pakuję się w miliony zbędnych obowiązków. To nic. Mój problem polega na oczekiwaniach. 



Bo przecież musi być najpiękniej na świecie i koniec. Na pewno do końca tego tygodnia odpocznę od nauki. Na pewno uda mi się wyrobić z materiałem do kolejnego sprawdzianu z biolki. Na pewno za rok będę już pewna swojej drogi zawodowej. Na 100% wszyscy ludzie, których spotykam mają dobre intencje. Nie ma innej opcji i znajdę sobie męża jeszcze przed 100-dniówką. W ogóle jutro to będzie najlepszy czwartek mojego życia.Tak...

Niepoprawny optymizm nigdy mi nie przeszkadza. Kocham widzieć w życiu wszytko co najlepsze. Ale kurcze no, przeginam z oczekiwaniami, planami, celami. Nie powinnam wyznaczać przyszłości drogi, nie wiedząc jakie są jej plany. Wszystko się dobrze ułoży, tylko nie koniecznie akurat po mojej myśli. Powinnam widzieć piękno w tym, jak jest teraz. A jest cudownie! Jednak te głupie oczekiwania, stawiane z dnia na dzień, pielęgnowane i modyfikowane, tylko psują mi codzienność. 



Macie podobnie? Zamiast myśleć o tym, jak cudownie, że z polskiego próbne poszły mi całkiem fajnie, użalać się nad matmą. Zamiast cieszyć się na 100-dniówkę, martwić się brakiem butów na obcasie. Zamiast kochać miejsce, w którym jesteśmy, marzyć o zmianie. Ciągle podkładamy sobie możliwości do zawodu. Przecież rozczarować się jest prościej, niż docenić to, co jest. Ale my ludzie mamy namieszane w tych głowach, nie sądzicie?



I nie mówię, że oczekiwania są złe. Pomagają nam przygotować się na jutro, motywują nas i budzą nadzieję. Jednak ich NADMIAR szkodzi. Nadmierna wiara w najlepsze, proste scenariusze. To nas gubi. Życie przecież uwielbia zaskakiwać nas nieoczekiwanym. Prowadzić obcymi ścieżkami. Obdarowywać niespodziewanymi darami. 

Nie ma co układać sobie szczegółowego panu wydarzeń na przyszłość. Wystarczy kilka punktów orientacyjnych, Kilka marzeń. Szczypta wiary i nadziei. I wtedy nic nas nie zawiedzie, tylko po prostu się wydarzy. A nie ma sytuacji, które dzieją się bez przyczyny. Może właśnie ten fatalny moment, niesie za sobą tylko dobre skutki?

~Liv

Ps. Lubię środy. Fajnie się z Wami tu spotkać znowu. Każdemu z Was, ślę uściski!

Komentarze

Popularne posty