białe skrzydełka

Długowłose. Rażące blaskiem. Przepiękne. Mają na sobie długie, białe szaty. Ich spojrzenia ociekają dobrocią, a z ich ust wydobywają się tylko najczystsze dźwięki. To anioły.
Przynajmniej w naszym, ludzkim wyobrażeniu.

Hmm takie aniołki są super w stajence, czy na półce obok zakurzonych pamiątek z wakacji. Ale co z tymi prawdziwymi? Czy one istnieją? Czy są tylko naszym wyobrażeniem doskonałości?



Będąc mała, zawsze na przedszkolnych jasełkach grałam jednego z aniołków. Moje długie blond włosy i wysoki wzrost sprawiały, że aureola wyglądała po prostu stosownie nad moją główką. (Ja i tak zazdrościłam koleżankom roli Maryi, bo jednak to już była wyższa liga...) Latałam po scenie, głosząc rymowane pieśni i szeleszcząc papierowymi skrzydełkami. Wyobrażałam sobie wtedy jak to jest być aniołem. Chciałam stać się jednym z nich.

Minęło kilka lat. Jestem już trochę starsza. Jednak marzenie pozostało. Robię co mogę, by być aniołkiem. Staram się każdego dnia znajdować w sobie trochę dobra, którym uda mi się podzielić. Próbuję wyciskać z serca resztki optymizmu, gdy przyjaciele potrzebują wsparcia. Zamykam w pokoju moje zbędne emocje i nastroje. Odstawiam na bok wredne docinki, które cisną mi się na usta. Wybaczam wszystko, co jestem w stanie przeboleć. Wbijam paznokcie w dłonie, by powstrzymać nagły atak złości. Staram się przyjmować z pokorą chwile samotności i smutku. Ale to wszystko tak rzadko mi wychodzi...
Próbuję być dobra. 



W moim mini słowniczku, który spisałam dawno temu razem z moim sumieniem, definicja zawiera tylko trzy słowa: anioł - ktoś dobrego serca.
Wiem, że brakuje mi do tego stanu bardzo bardzo bardzo wiele. Jestem ciągle na etapie poszukiwania piórek, by kiedyś chociaż spróbować poprzyklejać je sobie do łopatek i poudawać, że mam skrzydła.

Jednak moja radość ożywa za każdym razem, gdy spotykam osoby unoszące się nad ziemią.  Czasami na początku znajomości trudno zauważyć wystające zza ramion białe skrzydła. Żyjemy wśród tych ludzi tak, jak nam wygodnie. Zdarza nam się ich ranić, zasmucać, martwić. Czasem odrzucamy ich na bok. Krzywdzimy i odpychamy. Oni zaś jako aniołowie, to wszystko cierpliwie znoszą. Pozwalają nam na to wszystko, cierpiąc. 

Sami zaś pomagają nam w codziennych sprawach. Wspierają, gdy upadamy. Biorą na siebie część naszych problemów. Dają nam przykład. Zamiatają całą drogę w stronę dobra, tak byśmy w końcu postawili tam choć jeden krok. Cieszą się z najmniejszego przejawu uprzejmości. Są wdzięczni za wszystko. 



Kim są ci aniołowie?
Zwykli ludzie. Tacy jak Ty. Chodzą tymi samymi ulicami. Kryją się pod parasolem, przed tym samym jesiennym deszczem. Mają tyle samo problemów i trosk, co my. Nie są ideałami!
Mają 1000 wad. Mają swoje chwile słabości. Ale najważniejsze jest to, że mają dobre serca.

W sekrecie powiem Wam, drodzy Czytelnicy, że w was także drzemie ta dobroć. Wystarczy trochę ją rozbudzić. Poszturchać kijem, aż otworzy oczy i zacznie patrzeć z miłością.
Bo nie chodzi tu o bycie aniołem. Chodzi tu o dążenie do tego, by się takim stać.



Nie będziemy idealni. Nie zawsze znajdziemy w sobie siłę, by nie nakrzyczeć na wkurzającego sąsiada. Nie opanujemy potoku niegrzecznych słów, po męczącej sytuacji w pracy. Nie uśmiechniemy się do osoby, która podstawiła nam nogę. 
Ale z dnia na dzień, próbujemy stawać się coraz lepsi. Pokonujemy słabości. Otwieramy się na ludzi. Ludzi, którzy potrzebują wsparcia. Tyle wokół nas zasmuconych i zagubionych. Próbując im pomóc, doklejamy sobie skrzydła. 

Skrzydła te rosną i stają się silniejsze, z każdym dobrym gestem. 
Aż w końcu uniosą nas kiedyś. 
Aż uniosą nas kiedyś w stronę nieba.

~ Liv

Ps. Pozdrowienia dla stałego czytelnika z Rabki!


Komentarze

Popularne posty