Wgryziona w niebo

Świąteczny, wielki czas nastał. Wszyscy siadamy wokół choinki zajadając się pierniczkami, popijając barszczem i zapominamy o wszystkich naszych troskach. Jak pięknie, że mamy kilka takich dni w roku. Mam nadzieję, że każdy z Was, drodzy czytelnicy, doświadcza samego ciepła w serduszku.

Końcówka roku to także czas refleksji. Popijając kawę przy kominku często w głowie roztańczone myśli odtwarzają wydarzenia minionego roku. Zazwyczaj przeraża nas prędkość z jaką mija kolejny grudzień naszego życia. Z każdą kolejną cyfrą na liczniku, czas wydaje się przyspieszać. Im więcej mamy do powiedzenia życiu, tym szybciej ono nas ucisza. 
Ja w moim tegorocznym rachunku sumienia zauważyłam, że jestem niesamowitą szczęściarą. Niczego mi nie brakuje do szczęścia. Mam wszystko, co Maslow umieścił w swojej piramidzie potrzeb, by powoli móc dążyć do samorealizacji. Wdzięczność wypełnia mnie od stóp, po końcówki włosów. 



Ale siedząc tak pod kocykiem i jak co roku oglądając "W krzywym zwierciadle: Witaj, Święty Mikołaju", zrozumiałam, iż to, że mnie nie brakuje nic może być dopiero podstawą do wypełnienia mojej roli. Teraz wokół Świąt działo się wiele dobrego, dzięki różnym akcjom, fundacjom i otwartości ludzkich serc. Jestem dumna z każdego przejawu człowieczeństwa, który dzięki motywacjom świątecznym miał okazję coś zadziałać. Jednak uświadomiłam sobie, że takich wybryków miłości jest mimo wszystko u nas bardzo mało. Nie pozwalamy miłości buntować się przeciw schematom, a trzymamy ją ładnie na smyczy, żeby jedynie wyglądała jak należy. Jak pieska na wystawy.




Zawsze doradzam Wam, byście spoglądali w niebo, zachwycali się nim i szukali w nim swojego miejsca. Tym razem czuję, że muszę pójść dalej. Czy to nie za mało, tylko obserwować cudowności nieba? Nie lepiej wybić się od ziemi i liznąć kawałek nieba? Nie lepiej doskoczyć do chmur i mocno się w nie wgryźć, by naprawdę coś poczuć? Czas zakończyć bierne obserwacje i zrobić wreszcie coś, na miarę naszych możliwości.

 Zobaczcie ile mamy szczęścia. Jesteśmy zdrowi, mamy rodziny, partnerów, przyjaciół, ciepły dom. Mamy podstawy, by roznosić radość. Jesteśmy gotowi, by zacząć służyć miłości. "Co z tego, że ja sam zacznę pomagać? Sam wiele nie zdziałam." Blef i kłamstwo! Każdy z nas jednym dodatkowym ruchem może pomnożyć liczbę spokojnych serc na świecie. Możemy sprawić, że ludzie starsi i samotni, odzyskają wiarę w dobroć. Możemy ogrzać ludzi, pozbawionych grosza przy duszy. Możemy zacząć oszczędzać zasoby naszej Ziemi, z myślą o ludziach cierpiących z niedożywienia. Możemy zaangażować się w aktywną pomoc fundacjom, stowarzyszeniom niosącym pomoc najuboższym, głodnym, chorym. 



Możemy zacząć pisać listy, do ludzi pozbawionych nadziei. Możemy zanosić obiad raz na tydzień samotnej pani z kamienicy obok. Możemy zapytać chorej cioci, czy nie umyć jej okien. Możemy ograniczać wydatki na niepotrzebne pierdoły, plastikowe gadżety, czy nadmiar jedzenia. Czy my rzeczywiście potrzebujemy tego batonika, czekolady, kabanosa, długiej kąpieli w wannie co 3 dni?
My mamy się tak dobrze, aż za dobrze! Zaczynamy gromadzić dobra materialne, topimy się w ozdobach, szafie pełnej drogich ciuchów, kryjemy się w nowych samochodach, za obudowami najnowszych smartfonów. Gdzieś pod toną tych wszystkich rzeczy, jesteśmy nadzy. Tak samo nadzy, jak nasi bracia z biednych krajów, umierający z głodu. Tak samo, jak nasi bezdomni, zabijający problemy alkoholem. Jesteśmy nadzy, jak ludzie unikający postrzałów na wojnach, na tym samym NASZYM świecie. 



Pod warstwą dóbr, które gromadzę jestem naga. Jak ludzie chorzy, ludzie załamani, ludzie zagłodzeni, ludzie pozbawieni bliskich, ludzie w więzieniach, ludzie marznący, ludzie porzuceni, jak LUDZIE. Bo każdy z nas, narodził się nagi, nagi sercem. I naszym zadaniem jest nie zapominać o tym, że wszyscy jesteśmy połączeni. Że jeśli jeden z nas rozpływa się w rozkoszach, a drugi zasypia czując jak głód odbiera mu siły, to coś jest nie tak. Że gdzieś w tym komforcie zagubiliśmy wiedzę o tym, jak to kiedyś było ciężko. Jak podczas wojny ludzie walczyli o życie swoich bliskich. Jak nasi rodzice cieszyli się z pomarańczy, którą Dzieciątko przyniosło im pod choinkę. Zapomnieliśmy czym jest głód, czym cierpienie, czym jest strach o życie. A na świecie, są miliony ludzi, którzy doświadczają tego na co dzień. Codziennie walczą o jutro. Codziennie zasypiają w strachu. Codziennie umierają.


Siedząc tak pod tym kocykiem widzę, że to czas na odmienienie naszego wpatrywania się w niebo, w jakieś działanie. Czas wykorzystać to, co otrzymaliśmy, by mnożyć spokój, nadzieję i bezpieczeństwo. Czas wbić swoje zęby w niebo i jak najwięcej odgryźć, by móc dzielić się z innymi. Bo każdy z nas jest tak samo ważny. Każde życie ma taką samą wartość. Tylko brak człowieczeństwa, odbiera niektórym godne warunki życia.



Wiem, że to wszystko tak doniośle brzmi. Sama czuję, że wiele przede mną pracy, bym to wreszcie porządnie zrozumiała. Jednak czas najwyższy wyznaczyć sobie cele na kolejny rok. I niech w tym roku nie będzie to Nowy Rok - Nowy Ja, ale Nowy Rok - Nowy Bliźni. Zadbajmy w tym roku o kogoś innego. Poświęćmy się dla kogoś, kto niczym nie zawinił, a cierpi i bez nas nie pokona brudnego losu. Nie trzeba od razu szaleć, sprzedawać całego majątku i ruszać na misje do Afryki. Wystarczy zacząć więcej myśleć w życiu codziennym. 

Oszczędzanie wody, prądu - nasza planeta jest naszym domem, nie zabijajmy naszego domu. Odkładanie pieniążków, na cele wyższe. Wyzbywanie się niepotrzebnych zachcianek, na rzecz potrzebnych gestów. Dzielenie się czasem i ciepłem. Rozdawanie uśmiechów i dobrych spojrzeń. Oddawanie ubrań. Dzielenie się jedzeniem. Nie wyrzucanie jedzenia. Rozmowy na tematy niełatwe, uświadamianie brutalnej prawdy o problemach, które tworzymy. Szacunek do pracy innych. Pomoc potrzebującym na każdej dostępnej płaszczyźnie. Zrozumienie i szacunek do życia każdego człowieka. Otwarte serca. 
Tego potrzebujemy. Nie tylko w teorii, a w praktyce. Czas wyjść spod kocyka i oddać kawałek siebie drugiemu człowiekowi. Czas wykorzystać nasze szczęście i mnożyć je mnożyć i mnożyć!



Każda nasza mała czynność, wykonana dla kogoś, przybliża nam niebo. Każdy kolejny czyn dobrego serca, przywraca światu harmonię. Każdy z nas ma obowiązek naprawiać miłością nasze czasy. Tak, jak w święta dzielimy się dobrocią, tak wprowadźmy tę dobroć w codzienność. 

Zacznijmy działać, odwdzięczmy się światu, za wszystko co otrzymaliśmy. Roznośmy pokój. Wgryźmy się porządnie w niebo.


Cudownych Świąt,
Liv

Ps. Dziękuję, że jesteście. Wysyłam najcieplejsze uściski!

Komentarze

Popularne posty